Ken Sasahara (Tokio)Tute dźěło je dźělnje spěchowane wot Global COE Program „Corpus-based Linguistics and Language Education“ (CbLLE), Tokyo Universiy of Foreign Studies. Nimo toho podźakuju so knjeni Hańži Smolinej za korigowanje teksta.ZawodKaž derje wěmy, namakamy w dźensnišej hornjoserbšćinje wjele němskich elementow. Jedyn fakt je, zo wustupuja někotre adwerby runje tak kaž němske werbalne prefiksy. Tule bych chcył čitarjam prezentować, kak so tajke adwerby wužiwaja a w kotrej měrje stej hornjoserbšćina a němčina nastupajo tute adwerby mjez sobu podobnej.

Czytaj więcej...

Podróżujący po Łużycach przecierają oczy ze zdumienia. Obwieszone plakatami neonazistowskie NPD drogi wjazdowe do Zhorjelca, Lubija czy Budziszyna wyglądają, jakby czas się cofnął do lat 30-tych. Budzi to zrozumiałe protesty, także naszych przyjaciół. Poniżej przedstawiamy listy w tej sprawie prof. dr. Goro Kimury z Tokio oraz wnuka i biografa Jana Skali dr. hab. Petera Krocha z Neubrandenburga. Ich poglądy podziela wielu mieszkańców Łużyc, wyrażając to, jak widać, w różnoraki sposób. Tokio, den 6.6.2009Sehr geehrter Herr Oberburgermeister,bitte erlauben Sie mir, mich mit einer Bitte an Sie zu wenden.Mein Name ist KIMURA Goro.

Czytaj więcej...

Werner MěškankPólscy a serbscy Łužičenjo čuja so tele dny wot šćuwańcy na wólbnych plakatach prawicarskeje strony NPD w Zhorjelcu wosebje potrjecheni, byrnjež tež wjetšina němskich krajanow za nacionalistiske hesła absolutnje žane zrozumjenje njeměła.Hornjołužiske město na pólsko-němskej mjezy je dotal znate za přećelske přez hranicu sahace styki. Njech so to njezměni. Tola plakaty strony NPD w Zhorjelcu, zo měło so pjeća někajkej „pólskej inwaziji“ zadźěwać, su ranjace, wohańbjace a hotowa šćuwańca přećiwo pólskemu ludej, přećiwo słowjanskim staćanam a susodam docyła.

Czytaj więcej...

Zawsze, w miarę możności staramy się wspierać Serbołużyczan w dziele zachowania narodowej tożsamości. Ale okazuje się, że i my możemy na nich liczyć, gdy ktoś nam z kolei grozi pięścią. Polityczne wnuki Adolfa oblepiły Zhorjelc plakatami o treści: "Stop polskiej inwazji". Spotkało się to z reakcją naszych pobratymców. Jest to piękny przykład polsko - serbołużyckiej wzajemności.

Czytaj więcej...

Goro Christoph Kimura (Tokio)1. Utrzymanie języka łużyckiego i rola kościoła katolickiegoW moim artykule rozpatrywane mają być aspekty społeczne języka łużyckiego. W centrum znajduje się kwestia, jak ten mały język, określany najmniejszym językiem słowiańskim, pomimo wszystkich trudności mógł się utrzymać do dziś i jak próbuje się przekazać go następnym generacjom. Jak wiadomo, język łużycki najlepiej utrzymał się do dziś na obszarach, które po reformacji pozostały katolickie. Wpływało na to wiele czynników. Na przykład obszar katolicki w porównaniu do obszarów wydobycia węgla brunatnego mniej bezpośrednio był dotknięty industrializacją. Jednakże niezaprzeczalnym jest fakt, że znaczące utrzymanie się języka nie jest przypisane tylko warunkom zewnętrznym, lecz w dużej mierze wynika również z nastawienia i działań kościoła katolickiego na miejscu (m.in. Jaenecke 2003, Kimura 2001, Kowalczyk 1999, Walde 2000). Jak ta postawa wpływa jednak w praktyce na konkretne stosowanie języka? Chciałbym tutaj zająć się właśnie tą kwestią. Prezentowane dane bazują na badaniach, które przeprowadzić mogłem w latach 2000-2001 w jednej z serbołużyckich parafii katolickich. Nim przejdziemy do studium, chcielibyśmy najpierw spojrzeć na ogólną sytuację językową katolickich Serbołużyczan w badanym okresie na początku XXI stulecia, która dziś postrzegana musi być już jako historyczna.

Czytaj więcej...

Warszawa, dn. 21.04.2009 r.Poseł na Sejm RPArtur GórskiKlub ParlamentarnyPrawoi SprawiedliwośćPanRadosław SikorskiMinister Spraw ZagranicznychINTERPELACJAw sprawie stosunku rządu polskiego do Serbołużyczan mieszkających w NiemczechDziałając na podstawie art. 192 Regulaminu Sejmu RP składam na ręce Pana Ministra interpelację w sprawie stosunku rządu polskiego do Serbołużyczan mieszkających w Niemczech.Od 1945 r. Polska sąsiaduje z najmniejszym narodem słowiańskim - Serbołużyczanami, którzy zasiedlają tereny wschodnich Niemiec, a w miejscowości Chrósćicy (niem. Crostwitz) stanowią narodowościową większość. Serbołużyczanie nie posiadają odrębności politycznej i stale muszą opierać się germanizacji, by nie zatracić słowiańskiej tożsamości. Sąsiedztwo Polaków mogłoby wiele zmienić, tym bardziej, że niegdyś Łużyce przynależały do Polski. Od tamtego czasu współpraca Serbołużyczan z Polakami widoczna była jedynie w kilku pracach poświęconych Łużycom autorstwa Józefa Ignacego Kraszewskiego, Teofila Lenartowicza, Romana Zmorskiego. Wśród publikacji pojawiły się Rys dziejów serbołużyckich Wilhelma Bogusławskiego i pierwsza relacja o Łużyczanach autorstwa Michała Bobrowskiego.

Czytaj więcej...

Tomasz BernackiTereny pomiędzy Bobrem a Nysą Łużycką w pierwszych wiekach naszej ery nie stanowił zbyt interesującego obszaru osadniczego, był raczej miejscem ścierania się wpływów poszczególnych grup ludności, choć istniały niewielkie osady. W pewnym stopniu historię naszego regionu tego okresu rozświetlają nieliczne materiały archeologiczne i jeszcze mniej liczne przekazy kronikarskie, zaświadczając o zamieszkiwaniu tutaj ludów germańskich, będących w stałym kontakcie z Cesarstwem Rzymskim. Wpływy kulturowe Imperium widoczne są również na północ od Gór Izerskich. Moguncja - Lubań - WrocławZgorzelec, Lubań Lwówek, Legnica i dalej Wrocław, to miasta położone na bardzo ważnym szlaku komunikacyjnym, jednym z niewielu równoleżnikowych szlaków starożytnej, rzymskiej Europy i jedynym takim w granicach dzisiejszej Polski. Szlak ten nie powstał jednak dopiero w średniowieczu, lecz istniał już co najmniej od I wieku naszej ery. Oczywiście, w starożytności w tzw. Germanii, nie było na tym obszarze dróg w dzisiejszym rozumieniu, a pojęcie "szlak" znaczyło po prostu główny kierunek przemieszczania. Szlaki służyły zarówno kupcom, jak i przemieszczającej się w migracjach ludności, czy ekspansjach zbrojnych. W czasach rzymskich główne znaczenie na ziemiach Polski miały szlaki północ-południe, a więc tzw. bursztynowe (najbliższy przechodził z Kotliny Czeskiej przez Kotlinę Kłodzką w rejon Wrocławia-Ślęzy). Jednakże istniały również szlaki równoleżnikowe, służące głównie ruchom wewnętrznym ludności germańskiej. Otóż przez Lubań przechodził szlak, najważniejszy spośród zachodnich szlaków lądowych, wychodzący z Moguncji nad Renem (rzymskie Mogontiacum), poprzez dzisiejszą Turyngię i Saksonię i wzdłuż północnych stoków Sudetów na Łużyce i Śląsk. Szlak ten biegł przez rejon Budziszyna, Zgorzelca, Lubania, Bolesławca, Legnicy do Wrocławia, gdzie łączył się ze szlakiem bursztynowym. Największe znaczenie zaczął nabierać od około połowy II wieku. Z czasem droga ta przekształciła się w znaną nam dziś tzw. Via Regia lub Wysoką Drogę. Szlak ten nie miał wyłącznie charakteru handlowego, również po prostu służył migracji ludności, trasie wypraw wojennych. Zapewne właśnie z tej trasy skorzystali dolnośląscy Wandalowie i Silingowie, łużycko-brandenburscy Semnoni, lubsko-łużyccy Burgundowie, którzy wzięli udział w Wędrówkach Ludów, w 406 roku przekroczyli Ren i ruszyli rabować zachodnią Europę i północną Afrykę. 200 antonianów za niewolnikaDzięki badaniom archeologicznym, zwłaszcza tych sprzed II wojny światowej, odkryto z początku naszej ery na terenie dzisiejszej wschodniej części Górnych Łużyc wiele cennych znalezisk tzw. importów rzymskich. Niestety, większość z nich zaginęła w zawierusze wojennej i znane są wyłącznie z literatury. Kupcy sprowadzali miejscowym mieszkańcom przede wszystkim naczynia z brązu (często zastawy do wina), naczynia szklane, wyroby ze srebra, ceramikę. Prócz tego także wyroby codziennego użytku, jak uzbrojenie (głównie miecze), choć był wyraźny zakaz sprzedaży mieczy barbarzyńcom. Najliczniej znajdowanymi przedmiotami rzymskiego pochodzenia są jednakże monety. Są to przedmioty najwdzięczniejsze w badaniach, a także w datowaniu. Ich znalezienie oczywiście nie oznacza, iż dana moneta została pozostawiona, zgubiona, czy schowana w roku wybicia, gdyż często krążyły w obiegu handlowym jeszcze wiele lat po śmierci cesarza. W sumie w Polsce odnaleziono już ponad 100 tysięcy monet rzymskich! Były w odróżnieniu od innych importów rzymskich, chowane głównie poza osadami, w niewielkich oddaleniach od nich, tak aby w przypadku ataku na osadę nie dostały się w ręce wroga. Najwięcej monet rzymskich w Polsce pochodzi z okresu szczytu handlowej wymiany - a wiec I i II wieku n.e., w koncu II wieku, wskutek wojen narkomańskich nastąpił powolny upadek handlu, by ponownie w III wieku nastąpiło jego odrodzenie. Powolny upadek zaczął się już w IV wieku, wskutek najazdów plemion germańskich (Gotów), którzy dodatkowo skierowali wymianę w kierunku Morza Czarnego, a potem najazdów Hunów. W rejonie Lubania niestety nie znaleziono żadnego tzw. skarbu, w większości są to wystąpienia pojedyncze lub po kilka monet. Do początku II wieku n.e. w użyciu były przede wszystkim srebrne denary, potem wprowadzono tzw. antoniany (ok. 2 razy więcej srebra). Z zapisków wynika, iż barbarzyńcy germańscy woleli pieniądz srebrny, rzadko więc docierały złote monety tzw. aureusy. Natomiast zapewne często docierały monety miedziane, jednakże przeważnie ulegały one na miejscu przetapianiu na mosiężne naczynia. Dla przykładu podam, iż żołnierz rzymski zarabiał w II wieku n.e. około 150 antonianów na rok, a niewolnik kosztował wówczas około 200 antonianów. Silingowie na Łużycach w państwie MorobudumPoczątek kontaktów handlowych tutejszych German z Rzymianami należy datować już na przełom er. Wówczas to, prawdopodobnie około 60 roku p.n.e. rozpoczęło się przenikanie wielkiego ludu germańskiego Swebów na obszary dzisiejszych Czech, wówczas zajętych przez wyżej rozwinięty kulturowo lud celtyckich Bojów. Na ziemie te napłynął wielki lud Swebów, który podzielił się na liczne plemiona. Wkrótce Swebowie podzielili się na kilka plemion - i tak Markomanie zajęli Czechy, Semnoni - Dolne Łużyce i Brandenburgię, górny biegł Łaby i południowe stoki Sudetów - Hermundurowie, Górne Łużyce - Silingowie, Burgundowie - Ziemię Lubuską (z czasem też ekspandowali na Dolne Łużyce, południową Brandenburgię, a nawet na Górne Łużyce). W Karkonoszach nadal mieszkali górale nieznanego pochodzenia - Korkontoi (zapewne celtyckiego). Ostateczny podbój Celtów w Czechach został dokonany w 9 roku p.n.e. przez zdolnego wodza swebskiego - Marboda, wychowanego w dzieciństwie w Rzymie. Wkrótce utworzył on rzeszę tzw. Morobudum obejmującą tereny dzisiejszych Czech, Słowacji, Śląska, Łużyc, Brandenburgii.Monety - świadkowie historii ŁużycWskutek podboju Celtów i zniszczenia kontaktów celtycko-rzymskich dawne szlaki handlowe i wymiana z Rzymem były jeszcze słabo rozwinięte, stąd monety tego okresu są znajdowane dość nielicznie na ziemiach Polski. Z tego początkowego okresu osiedlania się plemion germańskich pochodzi najstarsza moneta okolic Lubania, z Grabieszyc - miedziana cesarza Gajusza Juliusza Germanicusa, zwanego również Kaligulą (panował w latach 37-44 n.e.). Już sam tytuł wskazuje, iż prowadził wojny z Germanami, rozpoczynając w 39 roku n.e. marsz na wschód, przekraczając Ren. Natomiast w Zgorzelcu odkryto monetę cesarza Wespazjana (69-79 n.e.), który wsławił się podbojem Brytanii i walkami w Kaledonii na Wyspach Brytyjskich. W kolejnym okresie, od przełomu I/II wieku n.e. następuje znaczne ożywienie gospodarcze i handlowe regionu. Wiąże się ono z okresem rozwoju gospodarczego państewek germańskich zafascynowanych potęgą Rzymu (państwa Markomanów, Kwadów). Kronikarz rzymski Tacyt około roku 98 n.e. na południe od Semnonów wspomina plemię Silingów, opis wskazuje, ze musiało zamieszkiwać wówczas rejon Górnych Łużyc. Na ziemiach południowej Polski, w tym Dolnego Śląska, resztki plemion celtyckich wraz z nowymi plemionami germańskimi utworzyły związek plemion, które czasem zwane są strażnikami bursztynowego szlaku tzw. Lugiów. Z okresu tego pochodzą dwie monety cesarza Nerwy - denar ze Świecia i Włosienia, a także brązowa moneta Trajana ze Świecia. Nerwa panował dość krótko, gdyż tylko dwa lata (96-98 n.e.), po czym na tron wstąpił adoptowany syn - Trajan (Marek Ulpiusz Trajan), który jak na warunki rzymskie panował bardzo długo (98 -117 n.e.). Trajan co prawda nie prowadził ekspansji na obszary germańskie, skupił się raczej na budowie umocnień na ich granicach i trzymaniu German z dala od Rzymu, natomiast opanował Dację, Persję, Arabię, Armenię, Mezopotamię, Asyrię. Natomiast fakt w miarę pokojowego współżycia z Germanami sprawił, iż dobrze rozwijała się wymiana handlowa.Następny okres licznego występowania monet rzymskich na opisywanym obszarze to czas po zawieruchach wojennych tzw. wojnach narkomańskich (166-175), a więc koniec II wieku i początek III n.e. Od drugiej połowy II wieku rozpoczął się ruch barbarzyńców germańskich w kierunku granic rzymskich, powodowany chęcią rabunków i wypraw łupieżczych. W tym okresie nastąpił wzrost potęgi zarówno państwa Markomanów, którzy zawiązali sojusz z Semnonami, Longobardami i słowackimi Kwadami, przeciwko Rzymowi. Natomiast śląscy Lugiowie przystąpili do sojuszu z Rzymianami. W tym też czasie łużyccy Silingowie (około połowy II wieku n.e.) przenieśli swe siedziby w rejon dzisiejszej Ślęży-Wrocławia, wchodząc od tej pory w skład plemion Wandali, którzy z czasem przejęli prym w federacji Lugiów (m.in. Sudety były wówczas przez kronikarzy nazywane Górami Wandalskimi). Pierwsze znalezisko z tego okresu pochodzi ze Świeradowa - denar Lucilli (164-169), córki Marka Aureliusza i żony cesarza Lucjusza Werusa. Kolejna moneta pochodzi z Wolimierza - denary Kommodusa (189-192 n.e.), syna Marka Aureliusza, który prowadził walki z Markomanami na pograniczu Dunaju. Najwięcej odnalezionych monet przypada na czasy panowania Septymiusza Sewera (193-211) i jego żony Julii Domny (księżniczka syryjska). Monety Sewera odkryto w Nowym Lesie k. Nowogrodźca, Nowogrodźcu, Zebrzydowej, Henrykowie (miedziana), a Julii Domny we Włosieniu i Okrąglicy (denar) - pochodzą sprzed 217 roku. Z III wieku n.e. pochodzą jeszcze trzy znaleziska monet - ze Zgorzelca - Maksiminusa Piusa (Maksimin Trak) władającego w latach 235-238 i Probusa (276-282) oraz z Bolesławca - denar Gordiana II (238-244). Za Probusa nasiliły się ataki barbarzyńców z północy, ale dzielnie je odpierał. Na jego monetach pisał często "Restitutor orbis" - "Odbudowujący granice".Z IV wieku n.e. monety rzymskie we wschodniej części Górnych Łużyc znajdowane były już tylko sporadycznie. Było to spowodowane w dużym stopniu wyludnieniem tych obszarów, przesunięciem szlaków handlowych ku wschodowi (Gotom), a także w końcu IV wieku inwazji Hunów i skonfederowanych z nimi plemion. Wśród nielicznych monet tego okresu można więc wymienić m.in. dwie brązowe monety cesarza Konstantyna (306-337 n.e.) z Czernej, monety Konstantynów z Leśnej (306-340) oraz ostatnia, najmłodsza moneta rzymska naszych okolic, cesarza Walentyniana I (364-375 n.e.), która wg. różnych źródeł została znaleziona bądź to w Lubaniu, bądź w Radogoszczy. Również w pobliskim Lwówku odkryto monety Konstantynów (306-340). Warto wspomnieć o Konstantynie I , gdyż był pierwszym chrześcijańskim cesarzem, natomiast Konstancjusz II nierzadko sam wyprawiał się w granice barbarzyńców, walcząc przeciwko Swebom, Kwadom i Sarmatom w rejonie Dunaju. Również kolejny cesarz - Walentynian miał liczne starcia z Germanami, zwłaszcza nad Renem (walki z Alamanami, dozorował osobiście budowę umocnień na Renie) i nad Dunajem (Kwadzi i Sarmaci). Ogólnie rzecz biorąc okres wędrówek ludów i wojen nie wpływał korzystnie na wymianę handlową.Na przełomie IV/V wieku doszło do wielkiego wyludnienia terenów Śląska i Łużyc. Ostatnia wielka fala barbarzyńców germańskich ruszyła starą drogą handlową do Moguncji w 406 roku n.e., pozostawiając na miejscu niewielkie skupiska ludności (szacuje się, ze około 20% stanu liczebnego), które od V wieku były asymilowane przez kolejnych najeźdźców przybyłych ze wschodu - Słowian.

Tomasz BernackiPewnie nie ma osoby, która by nie oglądała bądź nie czytała powieść "Quo vadis" Henryka Sienkiewicza. Zapewne również wszyscy podziwiali piękną Ligię, lecz nie wszyscy pamiętają ze szkoły średniej, iż w zamyśle Sienkiewicza Ligia była . pra-Polką, a według pewnych teorii nawet pra-Łużyczanką.Ligia - córka barbarzyńskiego wodzaPrzypomnę więc, iż akcja powieści toczy się w II połowie I wieku, zakończeniem jest męczeńska śmierć Piotra w 67 roku n.e. Sienkiewiczowska Ligia była córką króla Lugiów, barbarzyńskiego ludu żyjącego na północ od Karpat. Sienkiewicz zaczerpnął do swej powieści wątek historyczny tj. walki Lugiów ze Swebami (Kwadami). Lugiowie napadli na króla Kwadów Wanniusza, pragnąc zdobyć jego bogactwa (a więc na Morawy). Sienkiewicz napisał, iż Rzymianie (wódz Ateliusz Hister, w imieniu cesarza Klaudiusza), chcący zachować pokój przy swoich granicach, zażądali od Lugiów, aby przyrzekli, że nie przekroczą granicy rzymskiej. Lugiowie zrobili to dając zakładników na potwierdzenie, w tym córkę wodza. Po śmierci jej ojca, który zginął w walkach ze Swebami, pozostała już w Rzymie. Imię Ligia miało zostać nadane przez Rzymian, a prawdziwe imię jej - Kallina (czyli po prostu Kalina). O jej pięknie świadczyła wypowiedź Petroniusza - " Dziwny to dom tych Plaucjuszów.. Przez kilkanaście dni nie wiedziałem, że mieszka w nim bóstwo. Aż raz o świcie zobaczyłem ją myjącą się w ogrodowej fontannie. I przysięgam ci na tę pianę, z której powstała Afrodyta, że promienie zorzy przechodziły na wylot przez jej ciało. Myślałem, że gdy słońce zejdzie, ona rozpłynie mi się w świetle, jak rozpływa się jutrzenka."Lugiowie - tajemniczy ludW polskiej historiografii dotyczącej Ligiów (Lugiów) pojawia się jednak również wątek łużycki. Kim jednak byli owi Lugiowie? Lud ten po raz pierwszy pojawił się na kartach historii dzięki zapiskom Strabona, greckiego geografa, w 63 roku n.e.. Otóż w okresie tym opisuje ich jako "wielki lud" (mega ethnos), podbity przez czeskich Markomanów (w 8-19 roku n.e.), wyraźnie dając do zrozumienia, iż nie był to lud swebski (musiało to zajść na początku n.e. gdy Markomanami rządził Marbod, wychowany w Rzymie). Lud ten zajmował przede wszystkim dzisiejszy Śląsk i Małopolskę, być może też Wielkopolskę. Kolejny historyk rzymski Tacyt ( II poł. I w. I ćw II ), pisze iż na północ od nieprzerwanego pasma gór (identyfikowanych z Karpatami-Sudetami-Rudawami) "najobszerniejsze dzierżawy zajmują Lugiowie" (Lugiorum - ziemie Lugiów), którzy dzielą się na wiele szczepów (np. Hariów, Helwekonów, Manimów, Elizjów, Nahanarwalów), a "imię Lugiów najszerzej pobrzmiewa" na północ od Gór Swebskich (Sudetów, Rudaw). Wiemy, z historii Tacyta, iż plemię Lugiów napadło na lud Kwadów na Morawach z północy około 50 roku n.e. Lud ten kolejny raz w dziejach pisanych występuje w końcu II wieku n.e. Wówczas zostali wymienieni przez Ptolemeusza z Aleksandrii jako Lougoi , Lugii, Lutii. Według niego w skład federacji Lugiów wchodzili Omani , Diduni oraz Buri. Didunów lokalizuje się na zachód od źródeł Wisły, natomiast Burów gdzieś u źródeł Wisły, a być może i w płn, Słowacji (byli sojusznikami Rzymian w walkach przeciw Markomanom). Inny grecki historyk Dion Kasjusz pisał, iż w roku 91/92 n.e. Lugiowie weszli w sojusz z Rzymianami przeciwko czeskim Markomanom i morawskim Kwadom. Cesarstwo przysłało na pomoc Lugiom oddziały pomocnicze swych wojsk. Jest to jedyna wzmianka historyczna o pobycie wojsk rzymskich na terytorium dzisiejszej Polski. W 99 roku n.e. razem z Dakami i Jazygami walczyli przeciw cesarzowi Trajanowi. Później razem z Jazygami walczyli przeciw Markowi Aureliuszowi, zapewne gdzieś na Słowacji (ok. 175 n.e.). Przez długi okres była cisza piśmienna na temat Lugiów, wynikająca zapewne z ich identyfikacją z plemionami wandalskimi (Silingami i Hasdingami). Lugiowie pojawiają się w pocz. III wieku lub IV w. n.e. na mapach jako Lupiones-Sarmatae (Lugiowie sarmaccy). Po raz ostatni nazwa ta została wymieniona w V wieku n.e. przez Greka Zosimosa, przy czym miał ona na myśli już nie federację plemion, lecz wyraźnie jeden lud. A więc dał pośredni dowód, iż najpierw istniał lud Lugiów, który rozciągnął swą nazwę na inne plemiona, narzucając nazwę konfederacji plemion. Zosimos wymienia Lugiów w wojnie przeciw cesarzowi Probusowi, który pokonał ich w bitwie w 277 roku nad Renem, i pojmał ich wodza Semnona. Semnoni to nazwa ludu germańskiego zamieszkującego do V w. n.e. tereny nad śrd. Sprewą- a więc na płn. od Łużyc. Jednak Zosimos wyraźnie pisał, iż Lugiowie byli ludem germańskim, co jednak nie zniechęciło wielu historyków polskich, gdyż niejednokrotnie w starożytności i średniowieczu uznawano Słowian za Germanów z uwagi na podobny, osiadły tryb życia.Czy Lugiowie to Łużyczanie?Było wiele teorii językoznawców wyjaśnienia nazwy Lugiów, tacy polscy językoznawcy jak Mikołaj Rudnicki czy Tadeusz Lehr -Spławiński udowadniali, iż jest to nazwa słowiańska. Polscy językoznawcy widzieli w tej nazwie pospolite prasłowiańskie słowo - lug czyli bagnista łąka, a w języku polskim - łęg. Stąd owych Lugiów tłumaczono jako skrót od słowa Lugjanie i w prosty sposób przenoszono nazwę na znany jej współczesny odpowiednik - Łużyczanie. Również kroniki mówią o krainie zwanej Lugoi lub Lutoi czyli Lug-ika - Łużyca. Paweł Szafarzyk, czeski historyk XIX -wieczny, z kolei uważał, iż nazwa ta została przeniesiona na Łużyce przez Lugiów i tu się ostała do dnia dzisiejszego. Nazwa ta miałaby być zdrobnieniem od słowa Łuhy , a więc Łużica to Mała Lugia. Równoznacznie do tej nazwy stosowano inne określenie - Lutii, co również ma odpowiednik w językach słowiańskich ljut- oznaczający dokładnie to samo (dla przykładu wiele rzek nosi nazwę typu Lubiąża, Lucień, Lutynia, Ługa, itd.). Podobne znaczenie zawiera też łacina, w której "lutum" oznacza błoto. Niektórzy autorzy nawet wprost uważają, iż "Lugii" jest bezpośrednią łacińską transkrypcją wyrazu - "Ludzie" . U Ptolemeusza Lugiowie mieli mieszkać obok Burgundów, a wiemy dzisiaj , w tym dzięki archeologicznym badaniom, że Burgundzi mieszkali wówczas na Ziemi Lubuskiej (kultura luboszycka), a więc bezpośrednio na północ od Łużyc. Niemieccy historycy podawali germańską etymologię, w której "lugja, luggi" znaczy "kłamliwy" (a więc "Lud Kłamców"). W językach celtyckich z kolei "luige" znaczy przysięga, sojusz. Również istnieje słowo celtyckie - Lug, oznaczające boga Słońce. (miasta celtyckie Lyon, Luguvallum, Lugio) oraz bardzo ciekawa nazwa starożytnej osady Lugidunon, lokalizowanej w ok. Mużakowa nad Nysą Łużycką lub w okolicy Legnicy-Głogowa. Stąd teoria, iż początkowo plemię celtyckie mieszkające na Dolnym Śląsku dało początek wieloetnicznej konfederacji, a z czasem samo uległo germanizacji. Natomiast spora grupa polskich historyków uważała, iż Lugiowie byli ludem słowiańskim, który od I-II wieku n.e. uległ naporowi ludów germańskich. Dziś przeważa teoria celtyckości tego ludu, który stworzył konfederację plemion celtycko-germańskich, której przyczyną powstania było kontrolowanie szlaku bursztynowego. Natomiast dzisiejsza nazwa Łużyc, o ile nie wynika wprost z języka słowiańskiego, mogła zostać przejęta przez Słowian, którzy wchłonęli resztki pierwotnych Lugiów.

(artykuł w formie drukowanej opublikowany został w "Pro Lusatii Opolskich Studiach Łużycoznawczych" 2007, t. 6, s. 18-34)Tomasz Derlatka (Lipsk)Na początku szkicu sformułować pragnę trzy krótkie uwagi porządkujące. I tak interesują mnie w nim tylko te translacje utworów Stanisława Lema, które - choć z mniejszymi lub większymi zastrzeżeniami [1] - wpisać przecież można w konwencję literatury fantastycznonaukowej (inne jego teksty tłumaczone na języki serbołużyckie i tak nie były). Literaturę serbołużycką, powstającą w dwóch (górno- oraz dolnołużyckim), a nawet trzech językach (do tego dochodzi bowiem jeszcze niemiecki) ujmuję dla potrzeb opracowania jako jedność. Przekładów utworów S. Lema na język górnołużycki (dolnołużycki nie może się w tej materii pochwalić żadnym tłumaczeniem) nie rozpatruję w przedłożonym przyczynku pod kątem "estetyki przekładu", tzn. nie analizuję stopnia zgodności językowej translacji z wersją oryginalną, podobnie jak nie oceniam, ani nie wartościuję aplikowanych w przekładach przez tłumaczy górnołużyckich form językowych; ograniczam się tedy wyłącznie do zaprezentowania tłumaczeń sytuacji "okołopodmiotowej". IW piśmiennictwie serbołużyckim sytuacja literatury fantastycznonaukowej (science fiction, SF, fantastyka) ujmowanym jako całość, na którą składają się w przyjętym tu ujęciu przede wszystkim oryginalna produkcja literacka Serbów Łużyckich oraz translacje na języki serbołużyckie z literatur obcojęzycznych, nie przedstawia się zanadto interesująco. Z różnorakich przyczyn konstytuuje ona ledwie maleńki ułamek całościowego dorobku autorów oraz tłumaczy serbołużyckich. Dość wspomnieć, iż całkowitą liczbę wydanych oryginalnych, "artystycznych" tekstów (pomijając przy tym utwory kierowane jednoznacznie do dzieci i młodzieży, zatem przynależnych w nieco "inny" sposób do materii literackiej [2]), które oddają mniej lub bardziej dokładnie morfologiczny genom fantastyki scjentyficznej określić należy w literaturze tej na dzień dzisiejszy na - z grubsza biorąc - 1,75 utworu. Jedność wypełnia swą wątłą postacią (ledwie 40 stron) książeczka autorstwa Pětra Malinka pt. AK 71. Start 18.15 hodź. [AK 71. Start godz. 18.15] (Malink 1959), pozostała wartość niech rozłoży się po równo na opowiadanie Angeli Stachowej Dótknjenje [Dotyk] (Stachowa 1980)[3] tudzież powieść autorstwa Jurija Brězana pt. Krabat [Krabat] (Brězan 1976). Tylko nieco lepszą sytuację zarejestrować trzeba w obrębie przekładów światowej science fiction na język(i) serbołużycki(e). Nie czas tu, ani nie miejsce na opracowanie ogólnej problematyki przekładów światowej SF na mowę Serbów Łużyckich [4], dlatego też w tej chwili jedno jedynie zdanie ilustrujące. Translacje literatury fantastycznonaukowej są liczniejsze niż próby oryginalne, wyprzedziły je (choć nieznacznie) pod względem chronologicznym, przewyższają je zaś zdecydowanie objętością pojedynczych tekstów, a także - w kilku wypadkach wyraźnie (nie uwzględniając w tym momencie utworów Lema) - poziomem. W aspekcie niewielkiego stanu posiadania, zakresu występowania oraz niewątpliwie ograniczonego oddziaływania literatury skodyfikowanej wedle paradygmatu fantazji scjentyficznej polskiego czytelnika może radować fakt, iż jedną z najważniejszych postaci w recepcji światowej SF na Łużycach stał się S. Lem. Tezę o wyjątkowym znaczeniu jego twórczości dla przekładowej literatury z obszaru science fiction w językach serbołużyckich (tu: górnołużyckim) wywodzę w pierwszej kolejności z uwarunkowań o charakterze ogólnym. Mianowicie, Lem w serbołużyckiej "l´espace littéraire" (termin M. Blanchota) stał się obecny przekładami czterech jego opowiadań, dokonanymi przez trzech tłumaczy, które ukazały się w periodykach serbołużyckich w sumie razy sześć. Taka sytuacja - zważywszy na wspomniany nikły całkowity "wolumen" tłumaczonej naukowej fantastyki w beletrystyce (nie tylko) tej mniejszości narodowej - jest zjawiskiem samym w sobie wartym nieco dokładniejszej refleksji.Ale nie tylko w zakresie tłumaczeń fikcji naukowej. Nie jest bowiem w literaturze "małej", a jako taka funkcjonuje estetycznie zorientowana część piśmiennictwa diaspory słowiańskiej w Niemczech, rzeczą zwyczajową, iż jeden autor prezentowany w niej będzie kilkoma przekładami; z reguły rzeczywista[5] recepcja twórczości danego literata - zwłaszcza prozaika ze względu na ekstraordynaryjne wręcz podleganie literatur "małych" rygorom determinizmu egzegentycznego (termin H. Markiewicza) - zawężona będzie na ich obszarze najczęściej do jednej, dwóch translacji[6]. Tę sytuację interpretować należy w dwóch kierunkach. Po pierwsze, singularność tłumaczeń autorów obcojęzycznych jest znamienna dla literatur "małych"; rzadko kiedy translacje danych utworów doczekują się w nich przedruków, z reguły ukazują się tylko raz. Po drugie - świadczyć tedy może (i rzeczywiście świadczy) repetycja utworów danego pisarza (tu: S. Lema), o jego wyjątkowej popularności oraz poczytności wśród danej publiczności literackiej. Identyczną (pozytywną) wartość aksjologiczną, jak w przypadku zagadnienia ilości translacji lub przedruków, przypisać należy i zjawisku wieloprzekładowości (sytuacja, kiedy to jeden tekst danego literata przetłumaczony został przez więcej niż jednego tłumacza).Postawioną powyżej tezę o wyjątkowej pozycji utworów S. Lema w płaszczyźnie przekładów fantastyki na języki serbołużyckie sprecyzować chciałbym jednak krótkim rachunkiem arytmetycznym. Oto stosunek na linii: ogólna liczba tłumaczeń dzieł science fiction (właściwej SF, tj. takiej, co do której brak zastrzeżeń podobnych do tych, które podniosłem przy okazji opowiadania Dótknjenje A. Stachowej) innych autorów do r. 2005 - liczba przekładów (uwzględniając przedruki) utworów S. Lema wynosi ca 17 : 6, zatem odsetek utworów polskiego autora stanowi niemałą część sumy takich utworów (około 35 %). Przytoczony stosunek determinuje w zakresie recepcji przez Serbołużyczan obcojęzycznych tekstów literackich sytuację niemal niepowtarzalną. Twórczość żadnego bowiem z literatów przynależnych do odmiennej, aniżeli "futurologiczna", konwencji literackiej (np. do konwencji "historycznej", "współczesnej", "kryminalnej") takim wskaźnikiem procentowym w aspekcie rzeczywistej recepcji już się nie charakteryzuje. Nie bez znaczenia przy "nadmiernym" być może odbiorze utworów S. Lema był zapewne fakt wysokiej pozycji polskiego autora w rankingu światowej literatury SF, która nie pozostała na gruncie serbołużyckim niezauważona. Niedawno zmarły autor, jak np. wyczytać to możemy jeszcze w prezentacji jego osoby w almanachu literatury przekładowej Wuhladko 2, określany był na Łużycach jako należący "w tutym žanru" (tj. "w tej konwencji literackiej") do "najwuznamnišich awtorow" (tj. do "autorów najbardziej znaczących") (por. Wuhladko 2, 2001: 122).Utworami fantastycznonaukowymi S. Lema przełożonymi na język górnołużycki były kolejno (enumeruję wg czasu publikacji) Bajka o maszynie cyfrowej, co ze smokiem walczyła [Bajka wo ličbowej mašinje, kotraž je ze zmijom wojowała, Lem 1967]; pierwszy rozdział "powieści" Kyberiada (Lem 1968); nieco później celem serbołużyckich translatorów stała się kolejna z "bajek robotów", tj. Trzej elektrycerze [Třo elektryćerjo]. Przełożona została ona przez dwóch różnych tłumaczy (Lem 1980; 1997), a wydana w periodykach serbołużyckich trzykrotnie (oprócz powyższych pozycji także Lem 2001a). Ostatnim - jak dotąd - przetłumaczonym tekstem Lema na jeden z języków serbołużyckich stało się sławetne Wielkie lanie [Puki], czyli przekład kolejnego opowiadania ze zbioru Bajki robotów, który na Łużycach ukazał się wcale niedawno (Lem 2001b). Przypatrzmy się dopiero co wymienionym translacjom nieco bliżej.IIJak wspomniano powyżej, pierwszym opublikowanym utworem S. Lema (jednak nie pierwszym przetłumaczonym na jeden z języków serbołużyckich) stała się najbardziej chyba znana z jego "cyberbajek", tj. Bajka wo ličbowej mašinje, kotraž je ze zmijom wojowała (Lem 1967). Utwór ten, w r. 1967, przełożył na górnołużycki znany serbołużycki autor, tłumacz, literaturoznawca oraz polonofil w jednej osobie, czyli Jurij Młynk, przekład zaś ukazał się w tym samym roku w serbołużyckim czasopiśmie kulturalnym "Rozhlad". Sam tekst utworu poprzedzony został króciutkim wprowadzeniem do życiorysu oraz twórczości naszego pisarza. Został tedy w nim określony autor Solaris jako "jedyn z najwuznamnišich pólskich spisowaćelow" ("jeden z najbardziej znaczących pisarzy polskich"), podkreślono także, iż jako autor "wědomostno-fantastiskich romanow a powědančkow wo mjezyplanetarnych lětach, perspektiwach kybernetiki [...] steji [...] sobu na čole swětoweje literatury tuteje družiny" ("fantastycznonaukowych powieści oraz opowiadań o lotach międzyplanetarnych, perspektywach cybernetyki [...] współznajduje się [...] w awangardzie światowej literatury tego rodzaju"). Z notki biograficznej dowiemy się także, iż "zrědka hdy docpěje jedyn awtor - a to hišće w poměrnje młodym wěku - dwaj a poł miliona eksemplarow cyłkowneho nakłada swojich knihow" ("rzadko kiedy osiąga autor - do tego jeszcze w stosunkowo młodym wieku - dwa i pół miliona egzemplarzy całkowitego nakładu swoich książek") (Lem 1967: 24).[7] Autor notatki (sam J. Młynk?, ówczesny redaktor naczelny "Rozhladu" Měrćin Nowak-Njechorński?) optuje także za tym, iż w opowiadaniu "wustupuje Lem we formje kombinacije elementow bajki a wědomostneje fantastiki přećiwo atomarnemu napřemobrónjenju" ("w formie kombinacji elementów bajki oraz fantastyki naukowej występuje Lem przeciwko nuklearnemu wyścigowi zbrojeń"). Drugim w kolejności opublikowanym po górnołużycku tekstem Lema była wspomniana translacja "prěnjeho kapitla Lemoweho romana Kyberiada" ("pierwszego rozdziału powieści Lema Cyberiada") (Lem 1968). Przy rozpatrywaniu tego akurat przekładu napotkałem na szereg interesujących problemów, na tyle ciekawych, iż zdecydowałem się translacji tej poświęcić osobny artykuł, w którym zastały one nieco wnikliwiej omówione[8]. Z tego też względu w tej chwili krótki zarys tam zamieszczonych dociekań. Po pierwsze: Cyberiada nie jest oczywiście żadną powieścią (jak mylnie podaje autor przekładu, Jurij Młynk), lecz zbiorem opowiadań, zaś ów "pierwszy rozdział powieści" to przekład opowiadania z tego tomu pt. Wyprawa pierwsza, czyli pułapka Gargancjana. Po wtóre: według sygnatury tłumacza zamieszczonej pod tekstem, przekład powstał już w r. 1964, co musi zadziwiać, zważywszy że sama Cyberiada (w tym i tekst Wyprawy pierwszej...) ukazała się drukiem po raz pierwszy dopiero o rok później, tj. w r. 1965. Wreszcie po trzecie: Wyprawa pierwsza... okazuje się być de facto pierwszym tłumaczeniem utworu Lema na język górnołużycki, wcześniejszym jeszcze niźli Bajka wo ličbowej mašinje... Opowiadanie, podobnie jak w przypadku Bajki o maszynie cyfrowej..., poprzedzone zostało notatką o autorze, która jednakże - w porównaniu z tą pierwszą - jest znacznie bardziej precyzyjna. Dowiedzieć się z niej m. in. możemy, iż Lem studiował ginekologię, przy czym niezwykle interesujący jest fakt, iż tak precyzyjnego podania specjalizacji studiów medycznych autora Solaris nie sposób odnaleźć w żadnej z dostępnych w języku polskim biografii Lema[9]; fakt ten sam w sobie mógłby stanowić kolejny argument przemawiający za hipotetycznie zakładanym przeze mnie (por. wspomniany artykuł) osobistym kontaktem tłumacza i autora (to od niego dostałby taką informację). I podobnie jak w przypadku powyższym, nie mogło zabraknąć i w przy prezentacji tego opowiadania Lema "kapki ideologii w Lemowej (cyber-)polewce". Nieustalony jej autor (J. Młynk? M. Nowak-Njechorński?) utrzymuje - nawet jeśli z dużą dozą racji, iż Lem: "na cyle překwapjace wašnje předstaja tu dobyće měra nad wójnami" ("w nieoczekiwany sposób przedstawia tu zwycięstwo pokoju nad wojnami") (Lem 1968: 65). Po przekładzie "prěnjeho kapitla Lemoweho romana Kyberiada" nastąpiła w recepcji Lemowej fantastyki naukowej w literaturze serbołużyckiej 12-letnia pauza. Tłumaczenie Trzech elektrycerzy, autorstwa Sonji Wölke (Lem 1980), ukazało się bowiem w górnołużyckim kalendarzu na rok 1981, tj. w Protyce na lěto 1981, dopiero w r. 1980. Podkreślenie miejsca publikacji przekładu nie jest tu nieistotne. Niech wolno mi będzie przy tej okazji po raz kolejny zaakcentować aspekt prestiżowy związany z translacją utworu Lema: Protyka to bowiem najchętniej czytana pozycja (w wersji książkowej) przez serbołużyckich czytelników[10]. Opowiadanie określone zostało tu jako "utopiska bajka" ("utopijna bajka"), "utopijna" oznacza w tym przypadku tyle, co "fantastycznonaukowa"[11]. W związku z tą translacją, a zwłaszcza ze względu na osobę tłumacza (językoznawcy) podkreślić należy paradygmatyczną zmianę, która w moim mniemaniu zaistniała w zakresie przyczyn recepcji utworów Mistrza przez Serbołużyczan. Dwa bowiem poprzednie tłumaczenia utworów Lema, przypomnę - oba dokonane przez J. Młynka, rezultowały najoczywiściej z niezłej jego orientacji w zagadnieniach literatury polskiej tego czasu. Posiadając dobre rozeznanie w tym zakresie (nie do końca wyjaśniony casus "powieściowości" Cyberiady[12] zdaje się być przy tym drobną jedynie pomyłką, zwłaszcza w kontekście innych jego polonofilnych inicjatyw), tłumacz chciał zapoznać ziomków z rzeczywiście "dobrą" polską literaturą czasów im współczesnych; przeważał tu tedy recepcji aspekt "estetyczny". Główny zaś celem translacji Trzech elektrycerzy przez Wölke nie były w moim przekonaniu aspekty "estetyczne" (termin aplikowany w przyjętym dla tego artykułu założeniu), tj. mające na celu przybliżenie serbołużyckiemu recypientowi określonego - interesującego - wycinka współczesnej literatury polskiej (choć sytuacja taka nie jest oczywiście niewykluczona). Tezę tę można wyprowadzić chociażby z faktu, iż pomiędzy rokiem 1968 (data wydania drugiego tłumaczenia Młynka) a rokiem 1980 (opublikowany przekład Wölke) ukazał się przecież szereg innych utworów Lema, które lepiej ilustrować by mogły przekrój przez współczesną literaturę polską, aniżeli jedna z nieco już "przeterminowanych" bajek robotów. W przypadku translacji Wölke dochodzi raczej do głosu inny aspekt pracy tłumacza. Krótko referując - semantycznie nacechowana zostaje "lingwistyczna", a nie "estetyczna" strona procesu translacji. J. Młynk był kulturo- i literaturoznawcą, S. Wölke, podobnie jak i drugi tłumacz owej "elektrobajki", tj. E. Wornar, są językoznawcami. Aspekt "lingwistyczny" w preferowanym tu znaczeniu pokrywa się zatem z rozumieniem jednej z funkcji literatury science fiction zaproponowanym ongiś w licznych artykułach przez R. Handke ("neologizacja"). Nie wchodząc w tej chwili w szczegóły wywodów Handkego, chcę jedynie te słuszne konstatacje uzupełnić o konspekt właściwy dla literatury "małej" (oraz "małego" języka). Ważne są bowiem, zwłaszcza dla płaszczyzny języka, już to funkcja komplementaryzacji luk w brakującej terminologii, już to funkcja wytworzenia od podstaw "fantastycznoscjentyficznego" zasobu leksykalnego. Nie na końcu wymienić przyjdzie takoż inne jeszcze rzeczy: wyzwanie dla tłumacza (niesłychana sprawność językowa autora Kongresu futurologicznego stawia translatorom niezwykle wysokie wymagania) oraz związana z tym satysfakcja z udanego tłumaczenia.Zatem raz jeszcze: wraz z translacją S. Wölke zdaje się zarysowywać w literaturze serbołużyckiej w zakresie przyczynowym recepcji utworów S. Lema sygnifikantne przesunięcie na odmienną filologicznie oraz semantycznie płaszczyznę. Kolejne tłumaczenie utworu S. Lema na język górnołużycki stanowią ponownie Třo elektryćerjo, tym razem w przekładzie Eduarda Wernera (resp. Edwarda Wornarja w językowej wersji serbołużyckiej). Łamów, precyzyjniej: rubryki Słowjanske literatury [Literatury słowiańskie], użyczył owej publikacji tym razem jedyny dziennik serbołużycki "Serbske nowiny" (Lem 1997). Rozpatrując przyczyny wybrania tego akurat utworu do tłumaczenia oraz do publikacji zadać sobie należy trzy zasadnicze pytania, na które trudno będzie udzielić - dochodzi tu bowiem do głosu, po części przynajmniej, czynnik subiektywny - jednoznacznej odpowiedzi. Kwestie te przedstawiają się jak następuje. Po pierwsze: dlaczego, jeśli zdecydowano się na translację oraz opublikowanie któregoś z tekstów S. Lema, nie został wytypowany oraz przetłumaczony jakiekolwiek inny tekst (resp. fragment większego utworu) z jego dorobku? Po drugie: nawet jeśli rozstrzygnięto selekcję na korzyść jednego z opowiadań ze zbioru Bajki robotów, czemu wybrano właśnie Trzech elektrycerzy, czyli opowiadanie, które w języku górnołużyckim było już dostępne, a nie jakiekolwiek inny utwór z tego tomu? Po trzecie wreszcie: jeżeli już wytypowano właśnie to konkretne opowiadanie, czemu nie przetłumaczono go na język dolnołużycki, który w zakresie przekładowej literatury fantastycznonaukowej nie posiadał zbyt wysokiej liczby przekładów (dokładniej był w posiadaniu jednego)? Ponieważ nie jestem w stanie precyzyjnie, a zwłaszcza jednoznacznie, określić przyczyn zaistniałej - niekorzystnej - sytuacji, próby odpowiedzi na rzeczone trzy pytania ująć muszę w postać zdań pytajnych. Czy przyczyną owej repetycji był brak rozeznania (i tłumacza, i redaktorów dziennika) w już istniejących przekładach utworów S. Lema? Czy może wcześniejsza translacja Trzech elektrycerzy na górnołużycki okazała się dla tłumacza niewystarczająca pod względem artystycznym? A może właściwej odpowiedzi dostarcza ten oto prozaiczny fakt, iż bajka o trzech potencjalnych zdobywcach planety Krionidów stanowi pierwsze opowiadanie z tomu? Na postawione pytania trudno jednak dziś będzie znaleźć odpowiedź prawdziwą[13]. Przekład ten, tj. autorstwa E. Wornarja, został ponownie przedrukowany z niewielkimi tylko korektami językowymi w drugim numerze almanachu literackiego Wuhladko (Lem 2001b). Ów periodyk, założony w r. 2000 oraz redagowany przez znaną serbołużycką literatkę R. Domašcynę, służyć miał zasadniczo prezentacji przyczynków z literatur innonarodowościowych. Literatura przekładowa od lat 70-tych wieku XX traciła bowiem w literaturze serbołużyckiej swoją relewantną funkcję, powodując trudne do wymierzenia straty, które wiążą się z brakiem translacji w systemie literatury "małej". W całościowej koncepcji Wuhladka, tedy czasopisma mającego: (1) wzmocnić pozycję literatury przekładowej w systemie literackim Serbołużyczan, (2) wykształcić bądź dokształcić rodzimą warstwę tłumaczy, znalazło się miejsce na rubrykę poświęconą "literaturze dzisiaj" (Literatura dźensa). I w drugim to właśnie numerze Wuhladka - dość nieszczęśliwie, acz nieszablonowo[14] zważywszy że robocie bajki sąsiadowały z fragmentem powieści O. Tokarczuk - ulokowano i Trzech elektrycerzy, i Puki. Odnośnie sensowności publikacji tego samego opowiadania (odnosi się do tekstu Třo elektryćerjo), czy teraz - nawet (niemal) identycznego przekładu, przytoczyć by można te same zapytania, które postawiłem wcześniej, przy rozpatrywaniu drugiej translacji Trzech elektrycerzy. W tym samym numerze almanachu zamieszczono takoż przekład kolejnego, zatem trzeciego już, opowiadania z Bajek robotów (Wielkie lanie) pod serbołużyckim tytułem Puki (Lem 2001a). Tłumaczeniem zajął się ponownie Edward Wornar, translacja ta jest jak dotąd ostatnim tłumaczeniem utworu (nie tylko) fantastycznonaukowego S. Lema.IIIZ przedstawionych powyżej wywodów wynika niezbicie, iż recepcja utworów S. Lema w literaturze serbołużyckiej ogranicza się do jednej tylko pozycji książkowej, tj. do Bajek robotów. Translacja pierwszego opowiadania z Cyberiady, tj. Wyprawy pierwszej, czyli pułapki Gargancjana, zdaje się być tu jedynie wyjątkiem potwierdzającym regułę. A może nawet i nie, zważywszy iż Bajki robotów oraz Cyberiadę traktuje się przecież jako homogeniczną całość. Stwierdzenie egzystencji danego faktu literackiego przedstawia się (z reguły) jako zadanie najprostsze. Dużo bardziej skomplikowana, a przez to znacznie bardziej wartościowa naukowo, będzie zawsze próba wykazania przyczyn jego zaistnienia. W naszym przypadku byłaby to przymiarka do wyjaśnienia dwu kwestii, z których bardziej zajmująca zda się być tylko jedna. Zapytam tedy po pierwsze: dlaczego recepcja utworów fantastycznonaukowych polskich "fantastów" ograniczyła się na gruncie literatury serbołużyckiej do jednego tylko autora (o innych, poza Lemem, polskich autorach SF na Łużycach - jak się zdaje - nie słyszano)? I pytanie drugie: czemu wybór z przebogatego przecież dorobku polskiego pisarza, tj. S. Lema, zawęża się na gruncie serbołużyckim tylko i wyłącznie do jednej pozycji, tj. Bajek robotów? Próba odpowiedzi na pytanie pierwsze będzie chyba nieskomplikowana, dokładniej: nie będzie próbą, lecz jedynie stwierdzeniem oczywistego faktu. Ograniczenie się przy recepcji innojęzycznej literatury o danej konwencji (tu: fantastycznonaukowej) do jednego tylko autora, jest w przypadku SF (ale i nie tylko jej) i tak zjawiskiem pozytywnym. Z wielu literatur nie przetłumaczono przecież na języki serbołużyckie w ogóle nic, zarówno fantastycznonaukowego, jak również z zakresu innych konwencji literackich. Systematycznie dla fantastyki naukowej rzecz całą prezentując, tłumaczenia światowej SF ograniczają się w literaturze serbołużyckiej do 4 kręgów językowych (niemieckiego, rosyjskiego, polskiego, angloamerykańskiego). Z tych w nieco większym stopniu (tj. w liczbie większej niż jeden przedstawiciel) recypowane były dwa: niemiecki oraz rosyjski. W przypadku niemieckiego kręgu językowego - przekłady w lwiej części dotyczą literatury (wschodnio-)niemieckiej - stan taki jest jednocześnie zrozumiały (ponieważ jest to literatura najbliższa, sąsiedzka, a przez to najbardziej znana) oraz niezrozumiały (ponieważ może być ona, ze względu na bilingwalność Serbołużyczan, przyswajana bezpośrednio). Casus zaistnienia rosyjskiej fantastyki naukowej w literaturze serbołużyckiej, a zwłaszcza czas jej najintensywniejszej recepcji, zdaje się z kolei podlegać rygorom wspominanej uprzednio recepcji "sterowanej". W świetle wymienionych faktów cieszyć się zatem wypada, iż polska fantastyka naukowa - niechże nawet przez twórczość jednego tylko pisarza - była w ogóle recypowana. W dodatku, jak już stwierdzono, w relatywnie dużej mierze. Odpowiedź na bardziej interesujące pytanie drugie (czemu tylko Bajki robotów?) już tak prosta nie będzie. Składają się bowiem na nią różnorakie - właściwe dla literatur "małych", jednak dla odbiorcy literatury "dużej" mało zrozumiałe - faktory, które dodatkowo przynależą do odmiennych płaszczyzn problemowych. Krótko: aby przedstawić wszystkie możliwe przyczyny recepcji w literaturze Serbołużyczan jedynie Bajek robotów, należałoby napisać całkiem nowy, wcale sporawy, artykuł. Być może zagadnienie to podjęte zostanie w przyszłości, teraz przypatrzyć się chciałbym temu problemowi jedynie od strony "ontologicznej". Zapytajmy: czy dominacja jednej tylko pozycji z dorobku jednego autora, właśnie Lemowskich Bajek robotów, oznacza dla literatury serbołużyckiej pozytywną, czy negatywną raczej sytuację (abstrahując od okoliczności, iż każda dominacja nosi w sobie odcień negatywny)? Pozytywny aspekt rzeczonej sytuacji, w moim przekonaniu mniej prawdopodobny, determinuje w pierwszym rzędzie wysoki poziom artystyczny tekstów polskiego autora. Jako takie są to teksty przyjemne w lekturze, do których chętnie się powraca, zatem dlaczego by ich - podobnie jak ma to często miejsce w literaturach "większych" - nie przedrukowywać oraz nie tłumaczyć od nowa? Ale i inna sprawa mogłaby okazać się tu istotna. Teoretycznie zawężenie recepcji do jednej tylko (wartościowej artystycznie) pozycji pozwolić by mogło na oddziaływanie wyłącznie bardzo dobrych wzorców, który to wpływ objąć by mógł dwie docelowe grupy. Z jednej strony rodzimych twórców, zadziałać tedy zapładniająco na ich twórczość, przez co mogłaby zostać wygenerowana bądź wzmocniona tradycja własna (w literaturze Serbołużyczan tak się jednak nie stało, por. niżej). Podobnie jak ze strony drugiej - przeszkolić rodzimych translatorów na wyjątkowo wdzięcznym, acz stawiającym wysokie wymagania, materiale. Ta druga okoliczność sprzęga się z najistotniejszą moim zdaniem przyczyną recepcji jednej tylko pozycji z dorobku Lema. Jest nią wspominany już aspekt językowy. Odwracając poniekąd rozpatrywaną sytuację (przechodzę do aspektu negatywnego), stwierdzić przystoi, iż fakt, że inne utwory S. Lema nie zostały w literaturze serbołużyckiej recypowane, tłumaczyć można również na kilka sposobów. Wyjaśniam, iż niewątpliwie zdumiewać musi (pomijając przyczyny wymienione powyżej) ograniczenie działalności translacyjnej serbołużyckich tłumaczy niemal wyłącznie do tej akurat pozycji. Jedną z ważniejszych przyczyn jest bez wątpienia brak rozeznania autorów oraz translatorów serbołużyckich w literaturze polskiej w nowszym czasie, co poświadczone spadkiem przekładów z literatury polskiej (por. Derlatka 2000). O tym z kolei przekonywa, wspomniany na początku przedłożonego artykułu cytat z Wuhladka 2 o tym, jakoby S. Lem jeszcze na początku XXI w. należał do najlepszych fantastów; najlepsze lata swojej twórczości miał on przecież już dawno za sobą. Inne zaś jego utwory, wszystko na to wskazuje, Serbołużyczanom po prostu nie były znane. Wydaje się, że (wzmiankowane powyżej) cele-przyczyny recepcji Lema można było osiągnąć - chyba dużo lepiej - tłumacząc inne jego utwory, a nie powtarzając te same (dotyczy przede wszystkim Trzech elektrycerzy). Myślę, iż literatura "mała" nie powinna sobie pozwalać na trwonienie sił i miejsca na dublowanie przekładów. A może jednak musi, bo takie są właśnie wyznaczniki jej istnienia. IVW ostatnim słowie szkicu podsumować przyjdzie, iż recepcja utworów S. Lema - niedostateczna bądź odpowiadająca rzeczywistym możliwościom oraz potrzebom literatury "małej" - nie zostawiła niestety trwałego śladu w oryginalnej literaturze Serbołużyczan. Stwierdzenie takie wynika z gruntownego zapoznania się przeze mnie z (nielicznymi) oryginalnymi utworami fantastycznonaukowymi autorów serbołużyckich (dla dorosłych oraz dla młodzieży). Wspomniane w initium przedłożonego opracowania "utopijne" opowiadanie P. Malinka pt. AK 71. Start 18.15 hodź., tj. jeden z niewielu serbołużyckich rodzimych utworów fantastycznonaukowych sensu stricto oraz debiut SF w tej literaturze [15], powstało w r. 1959, tedy wcześniej, niźli na Łużycach poznano opowiadania Lema. Elementy "futurologiczne" (w sensie naukowej fantastyki) w opowiadaniu A. Stachowej Dotyk ograniczają się jedynie do "przyszłościowości" zdarzeń przedstawionych oraz do semantycznej "futurologizacji" rekwizytów ze świata zdarzeń. Podjęty zaś na kartach Krabata J. Brězana motyw fantastycznonaukowy to z kolei inna (całkiem nie robocia) bajka. Także jedyny "prawdziwy" serbołużycki pisarz SF, tedy P. Wjeńka, nie wyzyskał (a szkoda, w ten sposób ustrzegłby się on może poważnych błędów kompozycyjnych w swoich opowiadaniach oraz "podwyższył" o wiele ich poziom) w swoich próbach fantastycznonaukowych nic z warsztatu oraz dokonań polskiego twórcy[16]. Podsumowując przedstawione na kolejnych stronach przyczynku do recepcji utworów fantastycznonaukowych S. Lema w literaturze serbołużyckiej rozważania, stwierdzić należy, iż niewątpliwie istnieje coś takiego jak pewnego rodzaju "uczucie" Serbołużyczan do fantastycznonaukowych utworów Lema, precyzyjniej: do pewnej ich części, a jeszcze dokładniej ujmując: "uczucie" zawężone do - z jednym wyjątkiem - "cyberbajek" ze zbioru Bajki robotów. Sympatia ta przybrała postać przekładów czterech jego opowiadań (dokonanych przez trzech tłumaczy) i trwała bez mała lat czterdzieści. I tylko żałować wypada, iż po śmierci Mistrza nie pojawiła się w prasie serbołużyckiej nawet wzmianka o tym smutnym fakcie.BibliografiaBereś Stanisław (1987): Rozmowy ze Stanisławem Lemem. Kraków.Brězan Jurij (1976): Krabat. Budyšin. Derlatka Tomasz (2000): Łużyckie przekłady z literatury polskiej w latach 1945-98. In: "Zeszyty Łużyckie", XXIX (2000). Str. 35-46.Derlatka Tomasz (2002): Druhi pohlad přez płót. In: "Serbske Nowiny" (30.08.2002), Předźenak.Derlatka Tomasz (2007): "AK 71. Start 18.15 hodź." Pětra Malinka. Wo serbskej science fiction-literaturje (abo lěpje: wo jeje pobrachowanju). In: "Serbska šula" 60 (2007) 1. Str. 2-7.Lem Stanisław (1965): Histoire de la calculatrice qui combattit le dragon. In: "Perspectives Polonaises" 8 (1965) 1. Str. 61-68. Lem Stanisław (1967): Bajka wo ličbowej mašinje, kotraž je ze zmijom wojowała. In: "Rozhlad" 17 (1967) 1. Str. 24-30. Lem Stanisław (1968): Kyberiada. In: "Rozhlad" 18 (1968) 2. Str. 65-73. Lem Stanisław (1980): Třo elektryćerjo. In: Protyka 1981. Budyšin. Str. 101-103. Lem Stanisław (1997): Třo elektryćerjo. In: "Serbske nowiny" 7 (03.01.1997) 2. "Předźenak". Lem Stanisław (2001a): Puki. In: Wuhladko 2. Literarny almanach. Budyšin. Str. 7-13.Lem Stanisław (2001b): Třo elektryćerjo. In: Wuhladko 2. Literarny almanach. Budyšin. Str. 14-19. Malink Pětr (1959): AK 71. Start 18.15 hodź.Utopiske powědančko. Budyšin.Schwartz Matthias (2003): Die Erfindung des Kosmos: zur sowjetischen Science Fiction und populärwissenschaftlichen Publizistik vom Sputnikflug bis zum Ende der Tauwetterzeit. Berlin.Šěn Franc, Simon Erik (2002): Science Fiction in sorbischer Sprache. In: Neumann Hans-Peter (red.): Die große illustrierte Bibliographie der Science Fiction in der DDR. Berlin.Smuszkiewicz Antoni (1995): Stanisław Lem. Poznań.Stachowa Angela (1980): Dótknjenje. In: Tři kristalowe karančki a druhe powědki wo nas. Budyšin. Str. 96-121. Suvin Darko (1972): Ein Abriß der sowjetischen Science Fiction. In: Barmeyer Eike (red.): Science Fiction. Theorie und Geschichte. München. Str. 318 - 339.Wuhladko 2. Literarny almanach. Budyšin 2001. Przypisy:1. Uprzedzając w tym miejscu fakty, które nieco wnikliwiej rozpatrzę na kolejnych stronach artykułu, zasygnalizuję jedynie, iż recepcja utworów Lema w literaturze serbołużyckiej sięga przedziału czasowego bez mała lat 40 oraz ogranicza się z jednym, zresztą czysto formalnym, wyjątkiem do kolejnych opowiadań ze zbioru Bajki robotów. Jest dla mnie oczywistym fakt, iż zakwalifikowanie właśnie Bajek robotów jako science fiction to operacja mocno naciągana, ryzykowna, a przez to - być może - błędna. O nieporozumieniach w tym zakresie świadczyć mogą chociażby słowa samego Lema, który twierdził kategorycznie: "w fakcie, że Cyberiadę i Bajki robotów przypisuje się do Science Fiction, widzę ogromną bezmyślność i inercję diagnoz klasyfikacyjnych" oraz że "przyszywanie ich [tj. Bajek robotów oraz Cyberiady] grubą dratwą do Science Fiction to doprawdy żałosny zabieg" (Bereś 1987: 179). Jeżeli na taką "bezmyślność" zrealizowaną poprzez ów "zabieg żałosny" sobie pozwalam, robię to z dwu przede wszystkim powodów. Pierwszym, bardziej relewantnym, są względy tradycji literatury "przyjmującej" utwory danego pisarza: w literaturoznawstwie serbołużyckim "bajki robotów" kwalifikowane były (i są) jednoznacznie jako fantastycznonaukowe właśnie. Po drugie, stopień nasycenia "robocich" lub też "cybernetycznych" opowiadań Lema elementami fantastycznonaukowymi jest na tyle wysoki, iż pozwala on na - mimo wszystko - rozpatrywanie tych utworów w kategoriach scjentyficznej fantazji (że takie próby były podejmowane przekonywa powyższy cytat słów Lema, por. także wywody A. Smuszkiewicza, 1995: 89-91); w wielu przypadkach jest on bowiem wyższy, aniżeli podobna "gęstość" utworów "fantastów" serbołużyckich, które w zamierzeniach ich samych oraz ocenach rodzimej krytyki literackiej pretendować miały do takiego miana.2. Takich na gruncie serbołużyckim odnajdziemy jeszcze kilka. Na szczególną uwagę zasługują przede wszystkim te autorstwa Pětra Wjeńki, którego całość (niezbyt co prawda imponujących) dokonań literackich - jeśli rozpatrywać ją w aspekcie relacji pomiędzy literackimi utworami fantastycznonaukowymi a tekstami, które charakteru takiego nie wykazują - należałoby określić jako w wysokiej mierze "futurologiczną" (przy przedstawionej charakterystyce twórczości tego pisarza nie uwzględniam problemu zakładanego recypienta tych utworów).3. Autorzy jedynego przeglądu bibliograficznego po literaturze science fiction w języku serbołużyckim (tutaj: i górno-, i dolnołużyckim) Franc Šěn oraz Erik Simon, uwzględniając tekst Stachowej w rzeczonym zestawieniu, zastrzegają jednak, iż "die Erzählung spielt in der Zukunft, ethält aber gegen Ende genrebestimmende Märchenmotive" (Šěn, Simon 2002: 637). Dokonując krótkiego przeglądu "fantastycznych" atrybutów w tym opowiadaniu, mogę dodać do powyższej uwagi redaktorów bibliografii, iż zawierają się one w nader znikomej liczbie; w opowiadaniu następuje jedynie jakby przeniesienie pewnych - wirtualnemu odbiorcy empirycznie znanych - doświadczeń na wyższy, "fantastycznonaukowy" stopień semantyczny. Przykładowo, mieszkańcy fiktywnej miejscowości "Christiansville" poruszają się "helikopterami" zamiast "samochodami", odpowiednio do tejże zamiany funkcję "parkingu" pełni "lotnisko". Zważywszy na oba wspomniane fakty, jak i na trzeci, iż żadne inne elementy poetyki naukowej fantazji w utworze tym nie występują, uwzględnienie Dotyku jako utworu fantastycznonaukowego jest w dużej, a nawet bardzo dużej, mierze nieuprawnione.4. Tematyka nie koresponduje bezpośrednio z przedłożonym szkicem, pomocny przegląd (jednak nie do końca wyczerpujący) przedstawia wspomniany artykuł Science Fiction in sorbischer Sprache, prezentacja ogólnej sytuacji oraz sposobu istnienia naukowej fantazji w piśmiennictwie Serbołużyczan pióra piszącego te słowa jest już gotowa.5. Przez pojęcie "rzeczywistej" recepcji rozumiem przyswajanie przez daną kulturę literacką tekstów danego pisarza z nierodzimego kręgu językowo-kulturowego, zatem odbiór, który wynika z potrzeby - dajmy na to: "estetycznej" - generowanej tedy w pierwszym rzędzie wysokim poziomem oraz znaczeniem jego twórczości. Rozróżnienie to wprowadzam dlatego, iż właśnie w "małym" piśmiennictwie Serbołużyczan w wielkiej mierze zaistniało w aspekcie przyjmowania literatur innojęzycznych zjawisko recepcji "sterowanej", tj. ukierunkowanej na odbiór tych dzieł literackich (bądź nieliterackich), które jednoznacznie bądź w nieco mniejszym stopniu, ale jednak wartości "estetycznej" nie posiadały, a których zaistnienie w danym - absorbującym - piśmiennictwie implikowały czynniki nieimmanentne, głównie ideologiczne (rzecz jasna, dotyczy to głównie okresu socjalizmu). Dlatego też nawet liczba translacji tekstów Lema, jak wspomniano: stosunkowo wysoka, nie może się na gruncie serbołużyckim równać ilości przekładów np. "dzieł" W. Lenina.6. W kontekście literatury science fiction należy zaznaczyć, iż porównywalną z Lemem liczbę trzech przekładów osiągnął w sekundarnej twórczości literackiej Serbołużyczan tylko jeden jeszcze pisarz, tj. Eberhardt del' Antonio, jednak przekłady jego utworów, inaczej niż w przypadku Polaka, nie doczekały się kolejnych przedruków.7. Przytoczone liczby zostały przy prezentacji tekstu Lema wprowadzone zapewne w funkcji przekonania czytelnika do jego osoby oraz twórczości. Stanowić tedy może taki zabieg próbę "usprawiedliwienia" recepcji wynikającej z potrzeby "estetycznej". Jednak o tym, że nakład utworów młodego Lema był w tamtym czasie naprawdę imponujący, świadczą chociażby fakty dotyczące edycji utworów spod znaku naukowej fantastyki w porównywalnych latach w Rosji przytaczane przez Suvina (1972: 319) oraz nowsze informacje podawane przez Schwartza (2003: 34).8. Derlatka Tomasz, O pewnej hipotezie badawczej (O okolicznościach powstania górnołużyckiego przekładu opowiadania Stanisława Lema Wyprawa pierwsza, czyli pułapka Gargancjana), w druku.9. Jedynie Smuszkiewicz (1995: 9) dementuje informację, jakoby Lem uzyskał specjalizację w zakresie psychiatrii.10. Być może przyczyną uwzględnienia Lemowskiej "elektrobajki" w tym akurat roczniku Protyki stała się ogólna koncepcja artystyczna przyjęta dla tego numeru. Odnajdziemy bowiem w nim także opowiadanko dla młodzieży P. Wjeńki pt. Njekedźbliwa lubosć, zatem - w dużej mierze - "futurologiczny" tekst jedynego serbołużyckiego pisarza science fiction sensu stricto.11. O przyczynach ekwiwalentyzacji obu przymiotników, które - w założeniach ogólnych problematyki "terminów genologicznych" (określenie S. Skwarczyńskiej) - precyzować mają literacką odmianę gatunkową, zadecydowały bez wątpienia względy konwencji terminologicznej aplikowanej w literaturoznawstwie niemieckim. Teksty Lema, w polskiej jako "fantastycznonaukowe", w niemieckiej tradycji określane były najczęściej jako "utopijne" (np. Der Planet des Todes: Utopischer Roman [Astronauci]; Gast im Weltraum: Utopischer Roman [Obłok Magellana]; Eden: Ein wissenschaftlichutopischer Roman [Eden]). Inną sprawą, iż niemiecka nauka o literaturze (stroniąc w tym momencie od problemu przejmowania gotowych terminów niemieckojęzycznych) była i jest (pomijając kiedyś liczne, dziś jednak słabo już widoczne wpływy tradycji czeskiej oraz polskiej) dla literaturoznawstwa Serbołużyczan (jednak nie dla literaturoznawstwa sorabistycznego!) podstawą do prób generowania definicji własnych.12. W związku z tym zauważmy jedynie, iż także w polskich źródłach odnaleźć można nie lada perełki. Przykładowo w Bibliografii Zawartości Czasopism (rok 19, marzec 1965, zeszyt 3, pozycja 14716, str. 115) przy nocie bibliograficznej odnoszącej się do utworu Lema pt. Polowanie na Setaura znajdujemy także odnośnik dotyczący translacji na język francuski innego jego opowiadania, tj. Bajki o maszynie cyfrowej... (Lem 1965). Przytoczę go in extenso: Fragm. pow. "Bajki Robotów" (sic!). Aby rozwiać wszelkie wątpliwości podaję także rozwiązania aplikowanych skrótów (str. 143): "fragm. - fragment; pow. - powieść". Przy tekście przekładu w rzeczonym czasopiśmie o powieściowości Bajek robotów żadnej wzmianki nie ma, na str. 61 przeczytamy tylko: "Extrait du recueil de récits Contes de robots".13. Rzecz jasna możliwy jest jeszcze jeden aspekt: oto Trzej elektrycerze stanowią najlepsze opowiadanie z całego zbioru, na głowę bijąc teksty pozostałe. Zda się jednak, iż akurat w przypadku Bajek robotów trudno mówić o jednoznacznej dominacji jednego tekstu, poziom artystyczny tomu charakteryzuje się względną stabilnością w tym zakresie, zaś pod względem stopnia trudności językowej są pozostałe opowiadania zapewne nie mniej pociągające dla tłumaczy.14. Zwracałem na ten fakt uwagę w recenzji Wuhladka 2, por. Derlatka (2002).15. O utworze tym, motywach jego powstania, poetyce oraz wartości literackiej, pisałem nieco dokładniej w innym artykule, por. Derlatka (2007).16. Opowiadanie P. Wjeńki pt. Štwórta dimensija [Czwarty wymiar] (1978), w którym - podobnie jak polski autor - wyzyskał on symbiozę bajki oraz elementów futurologicznych, nie potwierdza jednak Lemowego "szyldu", tj. kontaminacji gatunków literackich. Rzeczona symbioza w opowiadanku serbołużyckiego autora przeprowadzona została wyłącznie w płaszczyźnie tematologicznej: "bajkowy", a jednocześnie "futurologiczny" jest motyw zaśpionych w górze krasnoludków-kosmitów.

Serbowie Łużyccy w swojej 1400-letniej historii, często mieli doczynienia z narodowo-szowinistycznymi ograniczeniami i zakazami jak również musieli cierpieć w wyniku następstw ekstensywnej polityki gospodarczej przemysłu węglowego, w wyniku której od początku 1924 r. padło ofiarą ponad sto łużyckich wiosek. Serbołużyczanie przetrwali również "socrealistyczny" system NRD, lawirując pomiędzy przystosowaniem a sprzeciwem. W procesie postępującej asymilacji i germanizacji liczba ich ulegała stałej redukcji.Z chwilą zjednoczenia Niemiec oraz poszerzeniem Europejskiej Unii pojawiła się nowa szansa. Serbołużyczanie zostali uznani przez Republikę Federalną Niemiec za autochtoniczny naród z prawem do ochrony i rozwijania swojej tożsamości.Jednak egzystencja Sebołużyczan, wraz z ich dwoma samodzielnymi zachodniosłowiańskimi językami literackimi, została zagrożona; serbska kultura, która o czasów Reformacji zdołała wznieść się na poziom kultury wysokiej, znalazła się w liberalno-demokratycznych Niemczech w niebezpieczeństwie. Przyczyną zaistniałej sytuacji jest przybierające niedofinansowanie Fundacji na rzecz Narodu Serbołużyckiego i spadające poparcie niemieckiego rządu. Ciągnący się od roku spór między rządem federalnym a landem Saksonii i Brandenburgii w kwestii finansowych kompetencji, zaciążył znacząco na niemieckiej polityce wobec mniejszości narodowych. Z tego powodu, porozumienie w sprawie nowych zasad finansowania na rok 2008, do dzisiaj nie doszło do skutku.Fundacja na rzecz Narodu Serbołużyckiego została założona przez Rząd Federalny Niemiec oraz Saksonię i Brandenburgię w celu zachowania jedynych w swoim rodzaju serbołużyckich instytucji - kulturalnych, szkolnych i naukowych oraz umożliwienia realizacji prac projektowych. Serbołużycka kultura i tradycje miały być promowane i rozwijane aby skutecznie zacieśnić tolerancyjne więzy między Serbołużyczanami i Niemcami.Trzy zawierające umowę strony, były zobowiązanie publicznie ogłaszać swoją wolę w kwestii zapewnienia finansowego wsparcia dla zachowania serbołużyckiego języka i kultury. Miało to miejsce, po raz ostatni, z okazji 15-lecia założenia Fundacji, w listopadzie 2006 r. Pomimo zapewnień o sympatii, profesjonalne instytucje i zarejestrowane łużyckie stowarzyszenia stają na początku 2008 r. przed dylematem - zaniżone finansowanie uniemożliwia wykonywanie najkonieczniejszych językowych, kulturalnych i naukowych zadań, i tym samym stanowi zagrożenie dla przyszłości serbołużyckiego narodu. Fundacja na rzecz Narodu Serbołużyckiego nie dysponuje w roku 2008 dostatecznymi środkami aby móc sprostać założonym celom (wymagania sięgają sumy przynajmniej 16,4 milionów euro z corocznym uwzględnieniem wzrostu kosztów).Niezrozumiałą rzeczą jest, że otwarty na świat kraj - Republika Federalna Niemiec, która wszystkie europejskie standardy praw mniejszości narodowych akceptuje i się pod nimi podpisuje, w sprawie serbołużyckiego narodu wykazuje pewnego rodzaju niedowład.W wielkiej trosce o zachowanie serbołużyckiej narodowej substancji, wszelkie ośrodki tożsamości Serbów Łużyckich, ich kulturalno-naukowe instytucje, ich stowarzyszenia i ich sympatycy, wychodzą niniejszym z apelem, do odpowiedzialnych organów Republiki Federalnej Niemiec jak i krajów związkowych Saksonii i Brandenburgii, o zagwarantowanie działalności Fundacji na rzecz Narodu Serbołużyckiego i zawarcie umowy o odpowiednim, długofalowym, finansowowym wsparciu, uwzględniającym przy tym coroczne wyrówywanie wzrostu cen.Apelujemy do niemieckiej i międzynarodowej opinii publicznej, o wstawienie się do rządu federalnego o to, aby Fundacja także w przyszłości mogła prowadzić swoją działalność na rzecz autochtonicznej mniejszości narodowej na Łużycach.Oczekujemy przy tym, że Rząd Federalny i Parlament Federalny Niemiec wraz z Rządami i Parlamentami Krajowymi w Dreźnie i Poczdamie, wyjaśnią niezwłocznie kwestię odpowiedzialności w sprawie ochrony i popierania Serbołużyczan w Niemczech. Żądamy od politycznych organów aby ostatecznie uznały, że popieranie autochtonicznych narodowych mniejszości, nie ogranicza się wyłącznie do regionalnego wspierania kultury. Staje się bardziej sprawą ogólnopaństwową, bowiem obejmuje wszystkie obszary życia społecznego.Zaś dalsze zamykanie serbołużyckich albo niemiecko-łużyckich ośrodków kształcenia, kultury i nauki byłoby skazaniem na stopniowy upadek serbołużyckiego społecznego życia, które w Niemczech, w przeszłości było prześladowane i uciskane, jako niewiele warte i pozbawione treści.Budziszyn, luty 2008

1999-2024 © Stowarzyszenie Polsko-Serbołużyckie PROLUSATIA
ontwerp en implementering: α CMa Σείριος